aaa4
Dołączył: 06 Lip 2016
Posty: 4
Przeczytał: 0 tematów
Ostrzeżeń: 0/5
|
Wysłany: Śro 14:26, 19 Lip 2017 Temat postu: die |
|
|
Kaniuk byl tego wszystkiego doskonale nieswiadomy. Jego lagodne niebieskie oczy przeslizgiwaly sie po strzechach krytych swieza sloma i rumianych obliczach wiesniakow, kiedy ladowal na dwukolke kilka pospiesznie zwiazanych tobolkow - swieza kapice, kozuch na nocne chlody i przygarsc pogruchotanych sucharow. Kordelia az zalamala pulchne rece na owo ochedostwo i jela go rozglosnie przekonywac, ze drogi niebezpieczne, a pora roku nie sprzyja wedrowce. Kaniuk wysluchal jej z niklym usmiechem na twarzy, nie przerywajac roboty. Przyprzagl do wozka kasztanka, wypasionego i wyczesanego przez skrzaty, az mu sie boki swiecily w jesiennym slonku, drzwi zaparl na prosty kolek, bo sie klodkami brzydzil, i na koniec nawet poblogoslawil Kordelie, proszac ja, aby kladla pod figura swieze kwiaty i nie zaniedbywala jalmuzny.
Na podobna rzecz mlynarzowa poplakala sie po trochu i przypadla mu calowac dlonie, bo na swoj sposob pokochala tego milkliwego, niesmialego ksiezyka. I tylko zdawalo sie jej dziwnym, ze poslano go gwoli duchowej opieki nad ludkiem Wilzynskiej Doliny, gdyz ja nieodmiennie zdejmowala ochota, aby po matczynemu przygarnac go do obfitego lona. Byla jednak niewiasta rozsadna i wiedziala, kiedy nic nie wskora. Wetknela mu tylko w reke solidny chlopski noz dla obrony przed zla przygoda na trakcie, ale byla pewna, ze w potrzebie nie bedzie wiedzial, jak go w palcach obrocic. I znow zachcialo sie jej plakac, kiedy tak jechal na chlopskim wozku, wzbudzajac na sciezce siny tuman pylu i kurzu.
Kot Wiedzmy wslizgnela sie niepostrzezenie pomiedzy worki z obrokiem. Kola toczyly sie rowno po piasku, a sloneczny zar rozleniwial i sklanial do snu. Drzemala czujnie, z jednym okiem uchylonym i pazurami mocno wczepionymi w deski wozka. Nic sie jednak nie dzialo, tylko swierszcze graly rozglosnie w przydroznej chachmeci, w wysokich obeschlych trawach, rdescie i lebiodzie, az w koncu Kot Wiedzmy przysnela na dobre. Snily sie jej kamienne miejsca pod lukowymi sklepieniami, gdzie mnisi stali w bezruchu przed wysokimi pulpitami, i chlodne swiatynne zacisza, ktore wibrowaly dzwiekami modlitewnych psalmow. Byl to dziwaczny, niespokojny sen, lecz brnela przezen czujnie, na lapkach tak miekkich, ze ich stapniecia nie ploszyly nawet cieni martwych mnichow, co przemykaly sie trwozliwie w mrocznych katach.
Obudzil ja kwik kasztanka i gwaltowne szarpniecie wozkiem. Czula zapach, obcy zapach na sciezce, won niewyprawnych skor, brudnego przyodziewku, zaschnietej krwi. Kaniuk lezal na boku posrodku sciezki, drobny ciemny ksztalt w kapicy pokrytej kurzem i pylem. Struzki krwi sciekaly mu wzdluz ramienia, zlobily rowki w piasku. Jeden ze zbojcow kopnal go wysokim czarnym butem z podkuta podeszwa, inny krzyczal cos o dukatach ukrytych na wozie, trzeci rachowal na palcach wysokosc okupu, ktory wyludza od opata z klasztoru w wiele dni po tym, jak scierwo Kaniuka wilki obiora az do bialych kosci.
Pod kolejnym kopniakiem Kaniuk zwinal sie jeszcze ciasniej, jak pedrak znienacka wywleczony z bruzdy przez gawrona. Wysoki, lysy zboj w brudnym polkozuszku poprawil ciosem poteznej maczugi, a Kot Wiedzmy poczula, jak moc zaczyna burzyc sie w niej i pulsowac - nazbyt dlugo mieszkala w domostwie Babuni Jagodki, by nie poznac kilku drobnych magicznych sposobow, ale tym razem bylo to cos innego. Czysta, zywa nienawisc, ktora osiadala iskierkami ognia na jej futerku, od grubych nastroszonych wasow az po czubek ryzego ogona. Kaniuk nalezal do niej, tylko do niej, i nie miala zamiaru pozwolic, aby kilku grasantow zaklulo go na goscincu niczym swinie.
Rozdarla pierwszemu gardlo, zanim zdolali ja chociazby dostrzec.
|
|